Saturday 2 July 2016

Lokalne piwa

Degustujemy lokalne piwa w Cargo Bar, nad Renem.

Basel - pierwsze wrażenia

Miasto jest puste! Ludzi jest mniej, niż kiedyś w Polsce, podczas puszczania Dynastii - czasami bezszelestnie pojawia się człowiek, często ekstrawagancki.
Panuje tu taka cisza, jak w nocy. Mam uczucie jakbym chodził po wymarłym mieście.
A miasto jest bardzo stare.
Czyste... 
Ładne...
Tylko bez ludzi.


Wzorki

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy w naszym nowym hotelu, to wzorki. Wszystko jest bardzo wzorzyste!
Powyżej jedna z wielu rycin.
Wykładzina.
Oparcie od łóżka.
Zasłona.
Fragment szafy.
Drzwi wejściowe.

Całość razem wygląda dobrze - lubię różnorodność.
Salon.
Sypialnia.
Łazienka.


Za oknem zieleń

W Szwajcarii pada. Podobno tam gdzie jedziemy - nie, ale prognozy pogody to jak wróżenie z fusów.

Druga kawa w pociągowej restauracji stawia mnie na nogi. Dzwonię do rodziców, ale jak zwykle zajęci. Wymyślają sobie "jak sobie zrobić kuku" i upodobaniem robią to, na co mogą później ponarzekać. 

A my jedziemy wzdłuż pięknych, soczyście zielonych wzgórz i uroczych domków, stad owiec i owocowych sadów, jezior i lasów. Szwajcaria jest bardzo, bardzo zielona!

Express do Szwajcarii

Ruszyliśmy o czasie. Muszę powiedzieć, że włoskie pociągi są punktualne, jak przysłowiowe szwajcarski zegarek. Podczas całej naszej podróży pociąg spóźnił się raz o niecałe 3-minuty!

Jedziemy głównie tunelami, bo przez góry. Minęliśmy jednak kilka uroczych miejsc, szczególnie piękne było Jezioro Maggiore, z kilkoma zamieszkałymi wyspami.
W chwili obecnej dojechaliśmy do Brig - pierwszego miasteczka po szwajcarskiej stronie gór. W oddali widać ośnieżone szczyty Alp.



Goodbye Italy

Opuszczamy słoneczne Włochy. Będzie nam brakowało suchego, ciepłego powietrza i błękitnego nieba.

Nie będę tęsknił za małostkowością i dulszczyzną. Pod tym względem Włosi są uderzająco podobni do Polaków. Nie lubię też naciągaczy i cwaniactwa. Dlatego denerwował mnie tutejszy sposób naliczania cen. Puszka napoju w dużym sklepie €0,52, w małych sklepach €4, a w pizzerii nawet €8. Włosi podobnie do Hindusów wykorzystują także wszelkie sytuacje i gdy konkurencja się zamyka, potrafią podnieść ceny. Poza tym naganiają do sklepów i trudno przejść przez ulicę, nie będąc zaczepionym.

Cała reszta jest cudowna. Mają wspaniałe zabytki, parki, ogrody, ciepłe morze i szerokie piaszczyste plaże. Dobre wina i wspaniałe owoce! Kuchnia włoska jest zdrowa i smaczna. Ludzie generalnie są mili i pomocni :) 
Miasta w których byliśmy były czyste, dobrze oznakowane i łatwe do zwiedzania. Gdyby nie kolejki przed muzeami... Ale my mieliśmy farta i wszędzie wchodziliśmy od razu!

Generalnie Włochy, przynajmniej w mojej pamięci pozostaną jako piękny kraj! :)

Acha. A płaskorzeźba na zdjęciu, znajduje się niedaleko centralnego dworca w Mediolanie.

Supermarket

Znaleźć sklep spożywczy we Włoszech, to wyższa szkoła jazdy. Pytaliśmy przechodniów, a każdy z nich patrzył na nas tak, jakby robienie zakupów było dziwactwem.

Udało się. Kupiliśmy kanapki, małe tarty z owocami i budyniem oraz banany i napoje. Kilka razy taniej, niż w małych sklepach - tego we Włoszech nie lubię.

I nie lubię jeszcze jednego, gdy ludzie nie potrafią powiedzieć przepraszam. Przy pakowaniu zakupów, Marcin z całą siłą, przez przypadek wzadził mi twardą końcówkę banana w oko. Gdy syknąłem,  zamiast "przepraszam" powiedział z obojętną miną, że wsadziłem głowę w torbę. Szczerze mówiąc myślałem, że mnie szlag trafi. No i trafił. Pioruny posypały się jak z Olimpu. 


Kawa w Mediolanie

Druga kawa w Mediolanie. Cappuccino z ogromną ilością czekolady - wolimy białą, z samą tylko pianką.
Jest ciepło i pochmurno, ale słońce przebija się przez chmury - po raz pierwszy podczas wakacji, nie mamy totalnie błękitnego nieba nad nami. Ma padać, ale od południa, wtedy powinniśmy być już w pociągu.



Pompony

Żołnierze włoscy mają śmieszne, czerwone czapeczki z wielkimi, szafirowymi pomponami!

Śniadanie w pociągu

Wstaliśmy o 6 rano - wczoraj jednak przygotowaliśmy wszystko i spakowaliśmy torby, tak więc mogliśmy opuścić pokój o 6:20. Hotele rezerwuję zazwyczaj niedaleko stacji, mieliśmy więc jeszcze czas, aby kupić kawę i rogaliki. Śniadanie z hotelu dostaliśmy na wynos - wylądowało w koszu, bo dali nam jakieś sucharki, ciasteczka i mnóstwo dżemów, miodów i tego typu rzeczy bez sztućców. Żenujące!

Wyspaliśmy się. Wczoraj zrobiliśmy sobie kąpiel z bąbelkami - miało być romantycznie, a było jak zwykle śmiesznie. Włączyliśmy jacuzzi, Kot się ukokosił i wyciągnął korek, którego potem nie mógł włożyć. Woda więc odpłynęła, z rurek zaczęło wiać, powstał hałas - wanna zaczęła buczeć i drżeć. Ja zacząłem wrzeszczeć "Marcin włóż ten cholerny korek, bo mi wieje w dupę", a on się śmiał i trafić nie mógł. W rezultacie więcej wody było na podłodze niż w wannie.
Dopiero później, jak go wygoniłem na salony, zrobiłem sobie "piana party", bawiąc się sam.
Jedziemy do Szwajcarii. Włochy to piękny kraj, ale jak to mówimy - nie nasza karma. Z chęcią tu wrócimy jako turyści, żyć jednak tutaj nie moglibyśmy wcale.

Śniadanie zjedzone. Następny przystanek - Mediolan. Planujemy zjeść tam lunch, mamy bowiem 2-godziny przerwy pomiędzy pociągami.